Rynek czy państwo – jak zaspokoić deficyt mieszkaniowy

Z brakiem mieszkań nie poradził sobie dotąd żaden polski rząd. Nieustannie płacimy nim cenę za potworne zniszczenia w czasie II wojny światowej. Niektórzy chcieliby zapewne dorzucić w tym miejscu „i za komunę”, ale się powstrzymują, bo nie mają innego wyjścia: w PRL budowano jednak każdego roku więcej mieszkań niż dziś, gdy są one towarem rynkowym, a ich cena przekracza możliwości zwykłej polskiej rodziny, zwłaszcza młodej.

Deficyt mieszkań – ale ile on wynosi?

Nikt nie wie, ilu mieszkań nam wciąż brakuje. Niektóre opracowania mówią o ok. 600 tysiącach, ale ich deficyt może wynosić nawet 3 miliony, ponieważ wiele budynków mieszkalnych w Polsce nadaje się do rozbiórki. Ponadto budownictwo wielkopłytowe, które dominowało w Polsce do 1989 roku, obliczone było na stawianie budynków mających przetrwać zaledwie 40-50 lat. Ich czas się kończy. Wiele z nich trzeba będzie zburzyć, jeszcze więcej wymaga kosztownych remontów, w tym choćby termomodernizacji. Widok rusztowań i pracujących na nim ekip z płytami styropianowymi to dziś codzienność w polskich miastach.

Prywatnie czy z pomocą państwa?

Nierozstrzygnięty pozostaje także spór, kto właściwie powinien zadbać o to, by każda polska rodzina mogła mieszkać na swoim lub choćby w wynajętym za rozsądną cenę mieszkaniu. „Magiczna ręka rynku” wyraźnie zawiodła, bo ceny mieszkań z wielu powodów były i są o wiele za wysokie jak na możliwości polskich rodzin, choć z drugiej strony nie brak i takich, którzy kupują kolejne mieszkania na wynajem, bo ich na to stać.

Zawiodły też kolejne programy i obietnice kolejnych ekip rządzących. Obecna koalicja obiecała w ramach programu Mieszkanie Plus wybudowanie ok. miliona lokali na wynajem w ciągu 10 lat. Jest to program adresowany do tych, których nie stać na własne M, ale którzy zarabiają zbyt dużo, by móc ubiegać się o lokale komunalne.

Nie ma wyjścia: trzeba szybciej i taniej

Nowe mieszkania mają wybudować deweloperzy. Aby im to ułatwić, uchwalono specustawę, która pozwala nawet omijać miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. W ten sposób nowe inwestycje mieszkaniowe miałyby powstawać szybciej, jednak samorządy obawiają się, że przez to deweloperzy będą mogli budować co chcą i gdzie chcą, nie zważając na realne potrzeby i możliwości miast. Kto jednak spojrzy na obecny rynek deweloperski – https://rynek-deweloperski.pl – ten zapewne sam przyzna, że nowe mieszkania muszą powstawać szybciej i być tańsze niż obecnie. W przeciwnym razie wciąż będziemy się wlekli w ogonie Europy pod względem liczby mieszkań na 1000 mieszkańców.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here